09:44

Miesiąc pierwszych razów

Kiedy ostatnio zrobiłeś coś po raz pierwszy i co to było? 
Luty, jak się okazało, był miesiącem moich pierwszych razów. Nie było ich spektakularnie dużo, ale kilka na pewno. I chyba ze wszystkich, poza jednym, jestem nawet dumna.
Dzięki mojej chorobie, która niestety, postanowiła mnie w lutym odwiedzić ponownie i zamęczyć, ile się dało, miałam dużo wolnego czasu. Zaczęło się, jak zwykle, niewinnie, myślałam, że wezmę leki, przejdzie i będę normalnie funkcjonować. Ale nie. Standardowe zapalenie gardła postanowiło przenieść się na krtań, dzięki czemu po raz pierwszy "siadło mi audio", a rozmowa ze mną prawdpodobnie przyprawiała rozmówców o wewnętrzne salwy śmiechu. Siedzenie w domu zaowocowało kulinarnymi rewolucjami w moim wydaniu. I tak, po raz pierwszy ugotowałam zupę (23 lata to chyba całkiem spoko wiek?), i choć na razie jest to jedyna zupa, jaką umiem zrobić, to jednak od czegoś trzeba zacząć! Ponieważ gotowanie i siedzenie w kuchni od zawsze mi się podobało, kolejnym celem moich kulinarnych wariacji zostało ciasto drożdżowe, które o dziwo, wyszło całkiem niezłe (jak na pierwszy raz). Do tego na końcu miesiąca dołączyła pierwszy raz robiona samodzielnie lasagne (chociaż uważam, że ta z biedy jest lepsza) i... pierwsze w życiu bułki. Nie wiem, nie pytajcie, byłam zbyt leniwa, żeby iść i kupić bułki, więc sobie je upiekłam (warto zaznaczyć, że w każdej tej przygodzie wspierał mnie K.). Trochę śmieszne to, że bułki zajęły nam w zasadzie pół dnia, a do sklepu mamy 6min pieszo, ale nie mogłam się powstrzymać. 
Po raz pierwszy też pisałam magisterkę (tak! wreszcie!) i siedziałam raz do 5 nad ranem, ale udało się. (Oczywiście, gdy już tego dokonałam, nie po raz pierwszy przyrzekłam sobie, że nigdy więcej nie zostawię wszystkiego na ostatnią chwilę.)
Jeśli zastanawiacie się, czemu generalnie moje umiejętności kulinarne leżą i kwiczą, to już tłumaczę -  z braku czasu. Ale spokojnie, siedzenie w kuchni polubiłam jeszcze bardziej, więc już myślę, co zrobię, gdy tylko znajdę czas!

Także ten, zaczynam umieć gotować. Szukam męża! 

21:20

Styczniowe podsumowanie

Styczeń minął. Nie wiem, kiedy. Po prostu, był i nie ma. Przyszedł czas na podsumowanie, więc zapraszam, wprowadzę Was w świat moich sukcesów i porażek.

Miesiąc (i rok) zaczął się na kanapie, z szampanem, przed telewizorem, ale mimo wszystko, chyba najbardziej liczy się to, z kim go rozpoczęłam. Tym sposobem zaczęliśmy nasz drugi wspólny rok. 
Postanowiłam pobawić się w #365project na Instagramie, ale jak możecie się spodziewać (i ja też), po dwóch tygodniach zapomniałam... a może po prostu stwierdziłam, że nie chcę czuć na sobie presji "musisz, no musisz zrobić zdjęcie na instagram!" i przestałam. Zauważyłam, że w ogóle robię mniej zdjęć. 

Uczelnia skończyła się dla mnie 12.01, kiedy byłam na ostatnim egzaminie. No, ale nie oszukujmy się, widmo magisterki nadal nade mną wisi. 
Z serii ukulturalniania się: teatr raz, kino dwa, koncert raz. Wow, to całkiem sporo jak na jeden miesiąc.


Całkiem fajny spektakl.


Lorein, 15.01.17, Przysucha♥


Ogólnie, trochę się stresowałam, a na sam koniec miesiąca zachorowałam i takim sposobem siedzę w domu 7. dzień, a końca raczej nie widać. 
Nie wiem, czy tylko ja nie znoszę być chora, ale jestem wykończona i fizycznie i psychicznie. Chorowanie jest złe. Szczególnie, gdy masz tyle do zrobienia, a jedyne, na co Cię stać to spanie 4h w dzień/leżenie w łóżku/wypluwanie płuc/umieranie to z zimna, to z gorąca. To prawdopodobnie dlatego nadal nie napisałam nic w pracy magisterskiej (chciałam, ale... nie). Szczerze, mam dość tego stanu!

Godne polecenia:

Film: 
Po prostu przyjaźń (na którym byłam w kinie) - poszłam nie czytając opisu, ale spodziewałam się raczej komedii romantycznej, a tu miło się zaskoczyłam. Przyjemny film na wieczór z koleżanką i winem (ewentualnie wybierz jedno).

Piosenki: 

Lorein - Złamania (promomix) A za dwa dni premiera! ♥ Już do mnie idą, więc pewnie niedługo coś o tym napiszę! :)


Jak Wam minął styczeń? :)
Copyright © 2014 wracanki , Blogger